Rozczarowanie, smutek, niezadowolenie z siebie, niechęć… Jak często towarzyszą Ci te
uczucia podczas tworzenia pracy? Jeśli przypominasz sobie takie sytuacje bez trudu to
zdecydowanie za często. A przecież z malowania powinniśmy czerpać radość, zamiast
zniechęcać się drobnymi potknięciami.
Wiele osób szczególnie na początku swojej przygody z rysunkiem wychodzi z założenia, że
każda praca, która powstanie spod jego ręki od razu powinna być dziełem sztuki.
Wyobrażamy sobie, że wszystkie nasze rysunki powinny wywoływać zachwyt, a jeśli tak nie
jest czujemy porażkę i wielki zawód. Dobrze jest od siebie wymagać i mieć ambicje lecz
uważajmy, aby nie prowadziły one w błędne koło. Jeśli będziemy dla siebie zbyt surowi,
niepostrzeżenie możemy zniechęcić się do dalszego rysowania, a co najgorsze stracić z tego
przyjemność. A przecież nie o to chodzi, prawda? Malowanie to możliwość pokazania siebie,
swoich możliwości i fantazji, możliwość zapisania co nam w duszy gra i tym powinniśmy się
kierować oceniając swoje prace. Nie szkodzi, że na początku kreska nie będzie prosta,
ołówek się rozmarze, a koleżanka nie pochwali. Po to podejmujemy próby aby się nauczyć, i z
czasem złapać wprawę, dlatego niech każda drobniejsza porażka będzie dla nas dobrą lekcją.
Poza tym, gdy poznajemy nowe techniki musimy zmierzyć się z nowym narzędziem i wyczuć
je a do tego również potrzeba czasu, nie od razu Rzym zbudowano;) Każda praca ma w sobie
potencjał, w każdej można odnaleźć urok, w końcu piękno to pojęcie względne, to co jednym
się podoba bardziej innym może trochę mniej.
Najważniejsze by do każdego rysunku podchodzić z otwartym sercem, gdy weźmiemy w
dłoń ołówek czy inne narzędzie powiedzmy sobie na wstępie – to będzie moja najlepsza
praca, wtedy jestem przekonana, że gdy ją skończymy każdy to dostrzegnie.
Ola Giermasińska